Mój czterolatek jest bardzo dzielnym
przedszkolakiem. Rano co prawda wstaje niechętnie, bo chciałby
jeszcze poleniuchować, ale próg przedszkola pokonuje z chęcią i
na sali czuje się jak ryba w wodzie.
Pierwszego dnia byłam na korytarzu z
córeczką przez wszystkie godziny. Wchodziłam na karmienie,
pojenie, zmianę przesikanych majteczek i spodni. Poza tym w sumie
byłam zbędna.
Pokazałam jak karmię Krzysia
pielęgniarkom, w kuchni zaś jak robię jedzenie do peg-a i w sumie
byłam wolna. Do domu wróciliśmy o 14. We wtorek i środę byłam z
synkiem do 10, a potem wracałam do domu by odebrać go na godzinę
14. Krzyś bawił się rewelacyjnie, pokochał ciocie i wcale nie
brakowało mu mamy! Mój duży chłopiec. (A pomyśleć, że jeszcze
rok temu nie myślałam nawet o przedszkolu, bo Krzyś na widok
większej grupy dzieci dostawał ataku strachu, a jakikolwiek pisk
czy płacz paraliżował go doszczętnie... dwanaście miesięcy, a
taki krok milowy!).
Widzę po synku, że przedszkole go
rozwija. Zaczął być bardziej odważny (zawiesił się na bramie i
kazał się bujać! Moje dziecko, które na ogrodową ławkę nie
chciało usiąść!).
Przez pierwsze trzy dni, Krzynio wracał
z przedszkola bardzo pobudzony. Krzyczał, piszczał, skakał i nie
mógł sobie znaleźć miejsca. Na szczęście teraz jakoś się to
unormowało, nie wiem na jak długo – ale aktualnie zachowuje się
jak zazwyczaj – trochę piszczy i miewa napady głupawki, ale nie
jest to bardziej nasilone niż zwykle.
Na wolnym czasie z mamą w domu zyskała
również Kasia. Odkąd nie ma brata stale przy sobie zrobiła się
grzeczniejsza (no, pomijając momenty, gdy wyżynają jej się zęby),
chętniej się bawi i uśmiecha.
Także mogę stwierdzić, że jak na
razie przedszkole – to był strzał w dziesiątkę. Oby tak dalej!
Moją radość przyćmiewa jedna rzecz.
Synek skarży się na ból brzucha. Dziś miał też problem z
wypróżnieniem. Nie sądzę by był to jakiś wirus, raczej
podejrzewam dietę. Ponieważ dostaje do gastrostomii to co w domu,
więc pozostaje woda na której jedzenie zostaje przygotowane.
Gdy Krzynio miał ok 9 miesięcy był w
CZD i miał robione mleko na warszawskiej wodzie. Po niej dostał
koszmarnych bóli brzucha, gazów i problemów z załatwieniem się.
Nie sądziłam, by ta woda, po ponad 3 latach nadal była tak
drażniąca dla przewodu pokarmowego Krzysia... ale nic innego nie
przychodzi mi do głowy...